rzeka Widawa na odcinku Nowa Smolna – do mostku w lasach Grędzińskich
Data spływu: 26 czerwca 2020
Dystans: około 6.7 km
Czas spływu: 1 godzina 50 minut
Mapa spływu
Opis
Witam ponownie po “małej” przerwie 🙂 Spokojnie, nie utopiłem się podczas spływu. Po prostu zrobiłem sobie przerwę od wiosłowania, częściowo wynikłą z tego, że zajechałem w końcu swój kajak a częściowo z tego, że złapałem nową zajawkę jaką jest fotografia. Cały czas trzymam się rzek ale wiosło zamieniłem na aparat – zapraszam na profil gdzie publikuję zdjęcia: www.zbiegiemwarty.pl. Natomiast co do kajakarstwa to mam dobrą wiadomość. Zakupiłem nową łajbę więc niebawem ponownie wyruszę na podbój kolejnych rzek. Zanim to jednak nastąpi czas uzupełnić blog o brakujące tripy które odbyły się w dwóch poprzednich latach.
Na początek podwrocławski odcinek rzeki Widawy. Wybór tego odcinka padł w dość dziwnych okolicznościach… Ponieważ miałem wolne i na rzekach były akurat stany powodziowe postanowiłem przepłynąć Odrą przez Wrocław (relacja tutaj). Nie upłynąłem 4 kilometrów a tu ktoś mi macha z brzegu. Podpłynąłem zapytać o co chodzi i okazało się, że na Odrze obowiązuje zakaz pływania dla wszelkich jednostek pływających z powodu wysokiego stanu wody. Zdziwiło mnie to ale z drugiej strony Odra jest rzeką żeglowną, do tej pory nie miałem okazji pływać po tego rodzaju rzekach i być może rządzą się one swoimi prawami. Nie chciałem wyłapać mandatu więc odpuściłem Odrę ale nie odpuściłem na ten dzień pływania. Szybki telefon i po godzinie byłem już na odległej o około 40 km rzece Widawie. Wymyśliłem sobie, że wystartuję z mostu na wysokości Nowej Smolnej. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Czas nie był najlepszy gdyż ze względu na komplikacje było koło 16:00 jeśli dobrze pamiętam, do tego gdzieś w okół kręciła się burza. Cały dzień był burzowy ale postanowiłem płynąć…
Start spod mostu w Nowej Smolnej. Nie wiem jaki był poziom wody, z pewnością wysoki. Być może nawet czerwonyI popłynąłem… Ku przygodzie 😀A tak to wygląda z mojej perspektywyWidać, że wody nie brakujePierwszy kilometr to nic szczególnegoNa wysokości rzeki znajdują się stawy hodowlanePierwsza niegroźna zwałkaNa tym odcinku Widawa ciągnie się przez piękne lasyJedyne co mnie niepokoiło to pogodaWokół grzmiało a je nie lubię pływać w burzęTym bardziej, że gdyby nagle trafił na burzę nie miałbym za bardzo gdzie skończyć spływuGdyż niemal cały wybrany przeze mnie odcinek prowadził przez lasy, po drodze mijałem jedynie dwa mostyWidawaZwałeczkaPiękne, majestatyczne drzewo w nurcie rzekiWidawaWidawaWidawaDo tej pory rzeka nie wyglądała najgorzejTrafiały się jakieś zwałki, nie było natomiast dramatuNajgorsze miało jednak nadejść 😀Dosyć szybko dopłynąłem do mostu pomiędzy Ligotą Wielką a BrzezinkamiJedyne co mnie niepokoiło to pogoda. Ale ponieważ szło w miarę płynnie postanowiłem płynąc dalej… Do kolejnego mostu miałem ponad 10 kmTuż za mostem trafiła się pierwsza kłopotliwa zwałkaA zaraz za nią kolejna. A może to ta sama? Nie pamiętam jużWidawaTakie zwałki mogłoby byćSama rzeka dość ciekawa, dość krętaWidawaNo i zaczęło się… potrójne kombo zwałkowe 😀Niezbyt fajnie, ani to przeskoczyć, żeby obejść też ciężko bo brzegi porośnięte i grząskieCóż, przy tej liczbie zwałek postanowiłem jednak obnieść. Lekko nie byłoPłyniemy dalej… Nie ma to jak drzewo rosnące w nurcie rzekiWidawaKolejna konkretna zwałka. Ani to obejść, ani przeskoczyć. Płynąć w pojedynkę ma się dość ograniczone pole manewruJeśli dobrze kojarzę to właśnie na tej kłodzie zaliczyłem kabinę. Postanowiłem wejść na kłodę, przerzucić kajak na drugą stronę i wsiąść z kłody do kajaka. Szło dobrze aż do ostatniego etapu. Przy wsiadaniu kajak mi uciekł (pociągnął go nurt) a ja wylądowałem w wodzie. Powiem szczerze, że poczułem się niezbyt komfortowo kiedy nogą nie mogłem sięgnąć dna. Ale miałem co chciałem – zachciało się pływać w pojedynkę na stanie alarmowym.Udało mi się opanować sytuację, złapałem kajak. Problem było, żeby wejść do środka bo wszędzie głębia jak cholera, nie ma nawet gdzie stanąć… Na szczęście znalazłem kawałek stabilniejszego gruntu przy brzegu i jakoś wgramoliłem się do kajakaIm dalej tym więcej zwałekPrzez to jakoś udało mi się przecisnąć…Powoli przestało mi się to podobać. Pal licho gdyby problemem były same zwałki ale nad głową zaczynało mi grzmiećWokół kręciła się burza a ja nie miałem już odwrotuPozostało płynąć dalejPrzynajmniej trzymałem dobre tempoPływanie pod presją nie jest jednak tym, co lubię. Nie było czasu na podziwianie przyrody i dobre zdjęciaGonił mnie czas i burza, nurt ciągnął więc ciężko było zrobić dobre, ostre zdjęciaJakieś tam dokumentacyjnego z tego odcinka oczywiście udało się zrobićJeśli chodzi o sam odcinek i jego walory krajobrazowe to jest on na prawdę cudownyCiągnie się przez stare boryCo skutkuje ogromną liczbą drzew w korycie rzeki. Nikt ich stąd nie usuwa. I dobrze.Kolejna zwałeczkaRozpadało się a ja byłem mniej więcej w połowie. A na horyzoncie już kolejna zwałkaWidawaZwałka niby niegroźna ale wskoczyć nawet na tak niską przeszkodę po mchu może być ciężkoWidawaCała okolica to dzicz i odludzie. Tak jak lubię. Gdyby tylko okoliczności były nieco inne…WidawaKolejna zwałka…A to zwałka do potęgi trzeciej. Nigdy nie widziałem jeszcze tak potężnego drzewa w korycie. Może na tym zdjęciu tego nie widać ale pień mógł mieć na moje oko z metr średnicyUdało mi się jakoś przejść po tej kłodzieNiesamowity klimat ma ta rzeczkaI niesamowitą ilość zwałekPiękne, dzikie miejsceI tak płynąc przez tą dzicz nagle moim oczom ukazał się… Most pośród dziczy!Okazało się, że leśny dukt połączony jest mostem. Na moście spotkałem trzech lokalsów, po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, że można dojechać tu autem. Ze względu na czas (było późno) i ciągle kręcącą się wokół burzę postanowiłem nie płynąć dalej. Już nie raz przeżyłem wyścig z czasem na kajaku i wystarczy mi tego 🙂Jeden z gości których spotkałem na moście zaprosił mnie do siebie na obiad. Mieszkał kilkaset metrów dalej, w starym budynku leżącym pośród tych lasów. Był to lokal socjalny i mieszkał tam razem ze swoją rodziną. W środku bieda aż piszczy, mieszkali chyba w ósemkę. Mimo to zostałem uraczony ciepłą herbatą i obiadem. I to się właśnie nazywa polska gościnność. Czekając niecałą godzinę na transport usłyszałem całą historię życiową tej rodziny…Dowiedziałem się też, że nie jestem pierwszym kajakarzem który u nich gości. Wcześniej kończyły u nich spływy ekipy które podobnie jak ja chciały dopłynąć do kolejnego mostu ale ta sztuka im się nie udała. Słyszałem historie o wiosennych spływach które zamieniły się w szkołę przetrwania i przemoczonych i wyziębionych kajakarzach… Nie ma się co dziwić, bo ta rzeka ma pazur i bez walki nie przepuści żadnego kajaka. Pozdrawiam Dolny Śląsk i do następnego tripa. Albo raczej tripu bo tak podobno powinno się pisać…
One Reply to “Widawa na wysokiej wodzie”
Hej! Pływam kanadą ten i kolejny kawałek Widawy regularnie od jesieni do wiosny. Ma swój niesamowity urok, ale potrafi dać też w kość. Wraz ze zmianami stanu zmieniają się zwalki, ale nigdy nie ma ich mniej 🙂
Tego dębaka, płynąłem też raz czy dwa pod spodem 🙂 “Kąpałem się” też ze dwa razy. A ostatni raz kończyłem z kolegą już grubo po zmroku – głupota, ale jakoś dopłynęliśmy do Chrzastawy z czołówka.
One Reply to “Widawa na wysokiej wodzie”
Hej! Pływam kanadą ten i kolejny kawałek Widawy regularnie od jesieni do wiosny. Ma swój niesamowity urok, ale potrafi dać też w kość. Wraz ze zmianami stanu zmieniają się zwalki, ale nigdy nie ma ich mniej 🙂
Tego dębaka, płynąłem też raz czy dwa pod spodem 🙂 “Kąpałem się” też ze dwa razy. A ostatni raz kończyłem z kolegą już grubo po zmroku – głupota, ale jakoś dopłynęliśmy do Chrzastawy z czołówka.